Pechowy czwartek.
Nawet nie wiecie, jak bardzo. Normalnie
jakieś fatum wisi nad moim domem od wczoraj. Ja już pominę wczorajsze
katastrofy pralkowo-prysznicowe, ze względu na dobre samopoczucie Pana W. (bał
się telewizor włączyć, żeby nie popsuć, taką lekką rękę wczoraj miał), ale
dzisiaj? No skąd mi w łazience znowu woda stoi, w dodatku CZERWONA, skoro ja
płukanie po farbowaniu CZERWONYM BARWNIKIEM robiłam w zlewie w kuchni? Monty
Python dzisiaj jak nic. Albo te pieprzone krasnoludki mi się pochowały i psocą-
jesień nastała, coraz zimniej, to szukają sobie lokum, lenie patentowane. I jeszcze
mój ukochany groszek musi iść do mechanika. Mogę sobie popłakać tak publicznie?
Na szczęście jestem już w pełni zdrowa, mogę szaleć na miotle/mopie/szmacie,
nic nie skreślajcie- w używaniu będzie wszystko. A mam ochotę, oj mam, na taką
rozpierduchę totalną, żeby z podłogi można było jeść. Tylko się zastanawiam,
czy nie usiąść i nie przeczekać, aż mi przejdzie :D
Kiecka Wełniana się uszyła. Jak na razie
bez podszewki, bo jakoś mi się nie chce. I bez tych zakładek na tyle- bo Burdanie tylko płata figle Intensywnej, mnie też. Się gamoniom nie chciało policzyć
do sześciu i z ich wykroju ni cholery nie chcą się uszyć 4 zakładki. A próbowałam
z Doświadczoną Krawcową w osobie mojej Rodzicielki- uwierzcie mi na słowo,
najpiękniejsze suknie studniówkowe itp. w Szczecinku wychodziły swego czasu
spod ręki mojej Mamuni. Szyło się spódnicę ekspresowo, nie wiem, kiedy dorobię felerne
zakładki, bo moją Amelię zostawiłam Rodzicielce. Zdjęcia detali, na ludziu się
zrobią w weekend, jak mój Fotograf będzie na miejscu w godzinach innych niż
17ta i będzie jakieś sensowne światło.
Jeszcze w fazie półproduktu.
Już się szyje- z jamajską fastrygą.
Fragment przodku z paseczkiem.
Fragment tyłku z zameczkiem.
Krzyzyki też postawiłam. Nawet sporo.
Zaszeweczka, szlufeczka i stebnóweczka. Ach jaka ja dumna z siebie jestem :)
Sweterek alpaczany też się dzieje. Talia już
uformowana, lecę z rękawami i zobaczymy ile włóczki mi zostanie na korpus- na obecną chwilę zużyłam 2 motki. A właśnie- nie wiecie, gdzie się podział mój piąty
drut skarpetkowy? Bo by mi się przydał, taki 3,5 mm.
Odczuwam brak manekina krawieckiego.
Zbliżenie na rękawki no1.
No2.
No3.
Poza tym chyba trzeba zrobić mały
porządek we włóczkach, zwłaszcza tych najmojszych. Bo mi się w szufladzie nie
mieszczą. Czyli pół dnia spędzę na ravelry w poszukiwaniu projektów idealnych
do najmojszych włóczek, no ale muszę się zmobilizować. A jakoś ostatnio nie mam
ochoty na dzierganie. Co innego zabawa przy Emilu- wspomniane farbowanie
wczorajszego Falklanda dubelka, na szpuli już single z merynosa- oj jak ja za
tym tęskniłam ;)
Lecę zobaczyć, czy inna katastrofa mi się
nie pcha do domu. I do szuflady się pomiziać J
I kiedy się zrobił październik?
Skoro ja mogę to Ty też. Kto bogatemu zabroni. Przecieków współczuję. Za szycie zabrać się nie mogę - ciągle rozmiary mi nie pasują i pewnie ostatecznie nie zabiorę się nigdy. Taki chory urok. Sweterek prezentuje się fajnie. Jedziesz rękawy na skarpetowych? Oho! Podziwiam! Pozdrawiam i szczęścia dużo, coby odpędzić pecha, krasnale, czy jakie tam cholerstwo Cię nawiedziło.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Tofko, ulżyło mi, nie powiem. Mi też rozmiary nie pasują do końca, bez przerabiania się nie obejdzie, z tym że przy spódnicy, to się jeszcze łatwo da zrobić, gorzej by było już z żakietem. Pewnie dlatego jeszcze żadnego nie uszyłam :) Rękawy na skarpetkowych, bo na żyłce mi wcieło, gdy potrzebowałam, a jak już sobie bez nich poradziłam, to sie odnalazły- pewnie znowu te krasnale maczały w tym palce, psia mać :)
UsuńWspółczuję katastrof domowych i wygnaj te nieszczęsne krasnoludki w cholerę:)
OdpowiedzUsuńSpódniczka będzie super, już widać po pracy jaką w nią włożyłaś-krzyżyki ręcznie!!! fiu fiu:)
pozdrawiam, Marlena
Dzięki Marleno, pogoniłam już kanalie, mam nadzieję, że skutecznie. Z zamkiem do spódnicy też miałam przeboje- wszywany był kilka razy ;) Odpozdrawiam ciepło :)
UsuńChyba coś wczoraj się działo w atmosferze. Co za czwartek! Mam nadzieję, że dziś już będzie normalniej, bo wczoraj było i u mnie upiorne. Bardzo ciekawa jestem sweterka w całości. Spódniczka ślicznie wykończona. Czekam na zdjęcie na ludziu. W Burdzie błędy były zawsze - z czasów, kiedy w niej pracowałam (bardzo dawno temu), jeszcze sporo mam gadżetów w domu, które kupiłam za premie, które dostawałam za ich wykrywanie. I wtedy pewnie nie wszystkie dało się wykryć, nawet w głośnym czytaniu we dwie szyjące albo dziergające. Nie sądzę, żeby ktoś teraz stosował tę metodę sprawdzania tekstu wkładki. To wtedy moja wiara w niemiecki porządek poszła w diabły.
OdpowiedzUsuńO to ja pewnie mam dostęp dp burd poprawianych przez Ciebie- mamusia ma całkiem niezłą kolekcję ;) a atmosfera się już oczyściła- autko sprawne, kran naprawiony, pralka nie cieknie. Tylko zdjęć spódnicy nie ma, bo się baterie w aparacie wyczerpały- ale do nadrobienia ;) P.S. czy u Ciebie też taka uroczo paskudna pogoda?
UsuńNie, całkiem pogodny był dzień, ale skorzystałam niewiele.
UsuńU mnie ostatnio też były plagi egipskie. I też łazienka zaczęła cieknąć. Ciekło wszystko, co mogło. Kataklizm. Trzeba było wymienić wszystkie rury, i wszystko pouszczelniać (łącznie z kiblem) Faktury za roboty zapłacone, co było niestety bolesne. No, ale teraz mam nadzieję, że po burzy spokój. Tego i Tobie życzę :)
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy : spódniczka wyszła ŚLICZNIE ! Staranność wykończenia, to jest to ! A co do burdowych wykrojów. Nigdy wykroje z Burdy na mnie nie pasowały. Były zawsze za krótkie, i za szerokie. Kiedyś był w sprzedaży niemiecki żurnal modowy NEUE MODE, i w nim były wykroje idealne. Robiłam wykrój, przykładałam do materiału, wykrajałam, i szyłam bez mierzenia. I po uszyciu zawsze było dobre. I 2 lata temu zrobiłam taką durnotę, że wszystkie gazety (już nie wiem z ilu lat) wyniosłam durna na śmietnik. Co za pomroczność na mnie naszła, do dziś nie mogę rozgryźć. I jak tylko to wspomnę, to i dziś mnie boli ta moja durnota. A teraz te stare to bym se mogła kupić. Na allegro widziałam. Bo chyba aktualanych nie ma.
U nas było tak- pralka cieknie od spodu, to ją Pan W. od spodu odkręcił i zobaczył, że wężyk cieknie- naprawił, przy okazji spalił żarówkę w lampce nabiurkowej. Chciał umyć ręce, to kran mu w rękach został- tzn, wajcha od kranu. Chciał ją naprawić, to mu się śruba ukręciła. Jak jakoś tam podreperował (w sensie do odkręcenia wody potrzebowałam innej śruby i klucza francuskiego), to poszedł wymienić żarówki w żyrandolu- też jedna nie działała. Chciał posłuchać muzyki- mój komputer odmowił mu posłuszeństwa. Na koniec poprosił mnie żebym włączyła mu tv, bo się boi, że zepsuje. A rano ja miałam katastrofę niewiadomego pochodzenia. Nadal nie wiem, skąd cieknie, pewnie za jakiś czas się dowiem- ale jak wychodzimy z domu, to zakręcamy główny zawór wody ze strachu ;) A tę gazetę, o której piszesz, to znam- Mamusia krawcowa ma pełno takich- niektóre się już rozpadają, te z lat 80tych ;) A na Twoją gamoniowatość to słów brakuje!! Se teraz kupuj a alledrogo :P
Usuń