Beeswax mitts
Wprawdzie mamy już wiosnę, a drzewa obsypane są kwieciem, mam do pokazania dwa typowo zimowe udziergi. Jednym z nich są tytułowe mitenki Beeswax mitts.
Wzór w swojej biblioteczce na Ravelry miałam już od kilku lat, samą włóczkę kupiłam podczas mojego "yarn safari" w Londynie w 2017 roku, jednak musiała odczekać swoje, przeżyć 3 przeprowadzki i trafić na moją "bordową fazę" pod koniec zeszłego roku. I choć wzór nie tylko z nazwy przypomina wosk pszczeli, jakoś nie mogłam sobie tych mitenek wyobrazić w kolorze innym niż odcienie czerwieni. Nie wiem, jak Szanowni Czytelnicy, ja przeżywam od czasu do czasu wiksę na konkretny kolor i jego mniejsze lub większe wariacje. Po fazie różowej oraz zielonej przyszedł okres czerwieni, bordo i rudości, w których dobrze się czuję i ponoć mi do twarzy :) przekonacie się niebawem sami!
Na ten konkretny projekt zużyłam nieco ponad 1 motek włóczki Woolstock Worsted od Blue Sky Fibres, w kolorze Red Rock, przy czym ściągacz zrobiłam dłuższy o kilka okrążeń. Jakoś nie przeszkadzają mi odsłonięte palce (a nawet to lubię, bo mogę swobodnie korzystać z telefonu, szukać rzeczy w torebce etc), za to nadgarstki muszą być szczelnie okryte wełną :) Oczywiście plan był taki, że będą mi służyć do pierwszych styczniowych mrozów, ale że natura miała zgoła inne plany, nosiłam je przez całą zimę. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że ta włóczka będzie taka mocna. Owszem, z czasem pojawiły się kuleczki tu i ówdzie, jest ich jednak mniej niż w niejednym swetrze z merino (a ja raczej ich nie oszczędzałam) i nie widać absolutnie żadnych oznak filcowania.
Zdjęcia kolejny raz zrobił mój Wiking w trakcie pewnego zimowego spaceru.
Prawda, że urokliwe?
Wam życzę miłego i spokojnego wieczoru, mimo niespokojnych czasów. Mam nadzieję, że otaczacie się kochanymi ludźmi, fajnymi zwierzakami i pięknymi motkami!
Pozdrawiam,
D.
Wzór w swojej biblioteczce na Ravelry miałam już od kilku lat, samą włóczkę kupiłam podczas mojego "yarn safari" w Londynie w 2017 roku, jednak musiała odczekać swoje, przeżyć 3 przeprowadzki i trafić na moją "bordową fazę" pod koniec zeszłego roku. I choć wzór nie tylko z nazwy przypomina wosk pszczeli, jakoś nie mogłam sobie tych mitenek wyobrazić w kolorze innym niż odcienie czerwieni. Nie wiem, jak Szanowni Czytelnicy, ja przeżywam od czasu do czasu wiksę na konkretny kolor i jego mniejsze lub większe wariacje. Po fazie różowej oraz zielonej przyszedł okres czerwieni, bordo i rudości, w których dobrze się czuję i ponoć mi do twarzy :) przekonacie się niebawem sami!
Na ten konkretny projekt zużyłam nieco ponad 1 motek włóczki Woolstock Worsted od Blue Sky Fibres, w kolorze Red Rock, przy czym ściągacz zrobiłam dłuższy o kilka okrążeń. Jakoś nie przeszkadzają mi odsłonięte palce (a nawet to lubię, bo mogę swobodnie korzystać z telefonu, szukać rzeczy w torebce etc), za to nadgarstki muszą być szczelnie okryte wełną :) Oczywiście plan był taki, że będą mi służyć do pierwszych styczniowych mrozów, ale że natura miała zgoła inne plany, nosiłam je przez całą zimę. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że ta włóczka będzie taka mocna. Owszem, z czasem pojawiły się kuleczki tu i ówdzie, jest ich jednak mniej niż w niejednym swetrze z merino (a ja raczej ich nie oszczędzałam) i nie widać absolutnie żadnych oznak filcowania.
Zdjęcia kolejny raz zrobił mój Wiking w trakcie pewnego zimowego spaceru.
Prawda, że urokliwe?
Wam życzę miłego i spokojnego wieczoru, mimo niespokojnych czasów. Mam nadzieję, że otaczacie się kochanymi ludźmi, fajnymi zwierzakami i pięknymi motkami!
Pozdrawiam,
D.
Przepiękne klimatyczne zdjęcia. Nie mogę oderwać oczu.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia. Za pierwszym razem właśnie na scenerii się skupiłam :) Ale za drugim razem już podziwiałam pięknie wydziergane mitenki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.