Noworoczne postanowienia włóczkoholiczki vol.1
Cholera, jaki to był ciekawy rok. Trudy,
momentami upierdliwy i przerażający. Z drugiej strony obfitował w wiele nowych
znajomości, zacieśnianie tych ważnych relacji, odpuszczanie tych bezsensownych
i sprawiających ból. Odżyłam, ale jakim kosztem! No oczywiście, że cały ten
roller coaster odbił się na moich zasobach włóczkowych. Bo nowe motki są lekiem
na całe zło tego świata, a w euforii się kupuje nawet przyjemniej. Także sami
widzicie, nie ma dla mnie innego ratunku, jak zrobić rachunek sumienia (kosztów
w biletach NBP nie będę nawet liczyć, bo przeżegnam się nogą, mam już
wystarczające poczucie obciachu i tak), żałować za grzechy i postanowić
poprawę. I nie tylko postanowić, ale wcielić w życie- a do tego świetnie nadają
się postanowienia noworoczne. Bo ja, Moi Mili, jak sobie coś postanowię, to nie
ma przebacz. Niniejszym postanawiam, że nie kupię ani pół motka włóczki przez
bardzo długi czas. Nie, nie napiszę, że nie kupię ani motka w 2018 roku, bo to
strasznie dużo czasu. A zapasów mam tyle, że postanowienie powinno obejmować
mniej więcej 5 lat. Od tej pory nie będę przede wszystkim kupować bez planu,
bezmyślnie, bez celu. Zacznę od szukania projektów pod konkretną włóczkę, którą
już posiadam, nie odwrotnie. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że w swoich
zasobach posiadam prawie każdą pożądaną przeze mnie grubość, w kolorach, które
podobają mi się od lat i, co najfajniejsze, z włókien, które przyśpieszają
bicie serca. Są wełny, alpaki, jedwabie, kaszmiry. Są owce z Falklandów,
Szetlandów, Szkocji i innych części UK, Francji, Urugwaju i Peru. Są takie z
dużych i małych przędzalni, farbowane taśmowo i ręcznie przez osoby z wielu
krajów tego świata. Tak, to był naprawdę ciężki okres dla mnie :D Nie dorobiłam
się wszystkiego w ciągu ostatniego roku. Ba!
Dla wielu z Was to zaledwie czubek góry lodowej i wiem, a nawet znam
takie no co najmniej 4 z Was ;), które mają o wiele więcej niż ja, ale nie o to
chodzi, abym robiła komuś rachunek sumienia. Zwyczajnie dopadła mnie potrzeba
pomniejszania i przerabiania oraz najwyraźniej się starzeję, skoro coraz
bardziej przypominam moją Ukochaną Mamunię, która jest mistrzynią pozbywania
się niepotrzebnych rzeczy. To właśnie ona zaszczepiła we mnie tę potrzebę
uporządkowania otoczenia, za którą idzie spokój wewnętrzny i poczucie kontroli
nad swoim hobby. Jeśli ktoś się zastanawia, czemu tak chętnie ją obdarowuję
rzeczami wydzierganymi tymi rękami, to już wiecie- ja jestem zwyczajnie jej
bardzo wdzięczna za te wszystkie życiowe mądrości, które są w punkt.
No dobrze. Wyznanie mam za sobą, czas na
dowody rzeczowe. Bo przyznanie się publicznie do włóczkoholizmu bez
odpowiedniej dokumentacji zdjęciowej #doakt nie ma w tym momencie sensu. Ta sterta
będzie mi przypominać, jak bardzo nie potrzebuję nowych włóczek. I w tym
momencie Ukochana moja Mamusia dostanie pewnie zawału, a ja już nie będę mogła
się wymigać :D
"Matko, ile Ty tego masz!"
Na część z zasobów mam już plan- mniej
lub bardziej zatwierdzony. Przede wszystkim planuję obfotografować każdy
motek/zestaw i wrzucić na Raverly w sekcji „stash”, co niewątpliwie pomoże mi w
przerabianiu włóczek w konkretne już projekty- portal ma fajną i bardzo
przydatną opcję podpowiadania, co pasującego mam w zasobach :) Nie twierdzę, że
uda mi się przerobić choć połowę w tym roku, aczkolwiek z moimi mocami
przerobowymi i wrodzonym uporem mam sporą szansę na uszczuplenie tej kanapy,
abym mogła wygodnie napić się kawy w miłym towarzystwie M, niekoniecznie
merynosa.
Jestem ciekawa, jaki Wy macie limit, czy
w ogóle go ktoś z Was sobie określa? Czy kontrolujecie zakupy, czy w ogóle nie
macie pojęcia właściwie ile tego piękna trzymacie w domu? Jakkolwiek by nie
było, ważne, aby w życiu być szczęśliwym i żyć w zgodzie z samym sobą, w
przyjaznym otoczeniu, nieważne, ile motków się wala dookoła! I tego Wam życzę w
tym nowym roku- szczęścia, pogody ducha i oby wełna się przerabiała bez
problemów !
Do przeczytania,
D.
Myślę, że niektórzy mogliby nazwać mnie słabą włóczkoholiczką, bo nawet w czasach "przed sklepem" miałam bardzo mało motków, zazwyczaj jakieś pozostałości po projektach, bo kupuję (no teraz, to biere ze sklepu :P) tylko wtedy gdy już wiem na 100% co chcę wydziergać. Tylko że ja czuję się dobrze gdy wokół jest mało, nie ma za dużo bodźców, jest ład i umiar. Ale jak napisałaś na końcu - uważam, że każdy powinien w zgodzie z własnym "ja" życie wieść i jeśli komuś do szczęścia potrzeba wanny wełny, to powinien ją kupić :) Trzymam kciuki, żeby Ci się udało uszczuplić zapasy, bo są piękne! No i kózka się załapała też! Ściskam:)
OdpowiedzUsuńNo tak, teraz to masz zasoby i zasoby! Czy raczej traktujesz je jako "własność sklepu"? Bo to ciekawe zjawisko, spać w okolicach kilogramów wełny, które tak naprawdę są przeznaczone dla jakiejś innej dziewiarki, choć Tobie niewątpliwie pomaga Twoje podejście do tematu. :)
UsuńNa kozę na łódce planów nie mam, choć koncepcja czegoś raczej klasycznego i romantycznego aż się prosi o realizację. Niemniej nie wykluczone, że będzie graficznie i prosto- tu włókno i kolor mają grać pierwsze skrzypce :)
Ściskam Cię również i mam nadzieję, że odpoczęłaś! :*
No właśnie traktuję jak zasoby i nie martwię się, że znikną :P
UsuńA co do Isaaca... może byś chciała teścik Marzence w styczniu machnąć? Będzie sweterek przytulny, strukturalny, klasyczny?
Gratuluję!!! Ja jestem cała dumna, że przerobiłam w roku 2017 prawie 2,5 kilo, a kupiłam tylko pół. I z racji braku miejsca na szafach, przybywających ciuchów w kartonach, z których wyrastają moje potwory, i nagromadzającego się kurzu (aaaapsik! przypomniało mi się, że w tym tygodniu muszę na zastrzyk odczulający!) trzymam w tym postanowieniu - przerobić wszystko, co się da, poza może kolekcją kolorowych bawełn na amigurumi, i kupować pod model. No i "schudnąć" w tym roku o przynajmniej trzy kilo. O!
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba Twój styl, chyba tu na dłużej zagoszczę :)
W zasadzie nie wiem, ile przerobiłam w 2017 roku wełny, ale będzie to raczej spora ilość, bo nie wszystko pokazałam na blogu. Ale bilans mam raczej ujemny , w porównaniu do zakupów, niestety. Tego nie jest "strasznie" dużo, ale wystarczająco, aby przez jakiś czas nie kupować- i tego się trzymajmy!
UsuńZa Ciebie też będę trzymać kciuki i zapraszam do siebie tak często, jak tylko ukaże się nowy post :)
Hmmm, zapasy masz iście imponujące, choć chyba nie przebijesz pewnej merynosowej kanapy!!! Przepiękne kolory, jakość bijąca po oczach, wow. Lekko zazdroszczę. Ja oczywiście wyjechałam do Kuala z małymi zapasami, ale ograniczonymi do grubości lace, albo do bawełny, lnu i jedwabiu. Teraz, w okresie zimowym zazdroszczę pięknych swetrów z różnorodnej jakościowo przędzy.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, aby udało ci się utrzymać w postanowieniu i przerobić tę kanapę pełną wszelakiego dobra. Szczęśliwego Nowego Roku:)))
Danusiu, dasz wiarę, że pewnej kanapy merynosowej już nie ma, ale cicho sza (nie, nie pozbyła się, przeniosła w inne miejsce, ale ode mnie tego nie wiesz, ok? ;)
UsuńNajbardziej jestem zadowolona z tego, jakich włóczek się dorobiłam. Tak, jestem włóczkowym snobem i wcale się tego nie wstydzę! ;)
Szczęśliwego Nowego Roku Wam również i obyś mogła jak najszybciej wydziergać wełniany sweter! :*
Witam. Dużo zdrówka w Nowym Roku. Mam dokładnie takie samo postanowienie. Jeszcze pod koniec grudnia namiętnie przeglądałam sklepy i już miałam sobie cosik kupić po okazyjnych cenach :-) Te wyprzedaże tak nęciły. Przecież końcówka 2017 to nie 2018...prawda ? Też już od jakiegoś czasu pozbywam się nadmiaru - robię remanent. Dotarło do mnie , że nie da się robić na drutach , szydełku , decoupage , haftować , filcować i szyć itd. Postanowione - zostają włóczki i haft krzyżykowy.
OdpowiedzUsuńTeraz swoje potrzeby i chęci dopasuję do tego co już posiadam ( a mam nie chwaląc się większe zasoby ) Dotarło do mnie , że już nawet nie pamiętam co takiego miało powstać z niektórych włoczek - zawsze przecież były kupowane na jakiś projekt , albo ten kolor , albo taka okazja. No dobra też jestem włóczkoholiczką...czas na odwyk. Pozdrawiam
Danuta ze Szczecina
Skąd ja to znam! Przecież te 15 motków Limy dropsa nie wzięło się znikąd :D grudzień jest paskudnym miesiącem dla miłośników alpaki, to prawda. I te czyhające zewsząd "kalendarze adwentowe", kiedy to codziennie inna włóczka w promocji, którym ledwie, ale się oparłam. Całe szczęście, że mnie tylko dzierganie tak jara, bo jednak metraż mam ograniczony, spać gdzieś trzeba, Kicu musi mieć gdzie kicać :) Miewam już sytuacje, gdy otwieram pudła i się orientuję, że zapominam o niektórych motkach- a strasznie nie lubię, jak się fajne rzeczy marnują. Proszę trzymać za mnie kciuki, żebym w postanowieniu wytrwała. Odpozdrawiam serdecznie :)
UsuńWitam. Przez dwa lata nie kupiłam ani motka i opłaciło się bo wyrobiłam bardzo dużo o odgruzowałam półki, wersalkę i dobrałam sie do szafy:) W nagrodę w listopadzie kupiłam półtora kilo wełny w trzech kolorach i na tym koniec:) teraz do końca roku znowu tylko wyrabiam:) Życzę wytrwałości:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeju, to tak można? Dwa lata nie kupować nic? Jest dla mnie nadzieja!
UsuńOdpozdrawiam i gratuluję :)
Można można:) I jestem z siebie dumna:) Najgorsze są początki:)
UsuńPiękny zapas. No i pomyśl, że jakby padł internet i zniknęły pasmanterie na kilka lat, to jesteś zabezpieczona. :D I ja zresztą też. I podobnie doszłam do punktu, w którym te ilości mnie męczą (świadomość, że zalegają w kolejce) i przestałam kupować (prawie przestałam). jednak jest o niebo lepiej niż na początku mojej przygody z dzierganiem, bo teraz już wiem z czego chcę dziergać. Nie wiem na razie co zrobić z tymi zapasami, z których juz nie chcę (bo akryl, bo gryzie, bo kolor nie ten). Pozdrawiam w Nowym Roku! :))
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, mam stosunkowo blisko do dużej pasmanterii. Uratuje mnie tylko brak dostępu do gotówki i walka ze swoją słabością. Akrylu i włóczek, które nie spełniają moich oczekiwań w zapasach nie mam- już dawno się ich pozbyłam, przy okazji którejś z przeprowadzek. Bo ja generalnie nie lubię zbierać, trzymać, nie mam "przydasiów" ani "durnostojek" (chyba że w kształcie królika, ale to też spełnią jakąś funkcję, np. pojemnika na biżuterię), z włóczkami nie robię wyjątku. Nie ma sensu trzymać w domu śmieci!
UsuńSzczęścia w Nowym Roku również :)
Ja jestem w tym temacie beznadziejna...nawet wrzucenie zdjęć na Rav mnie nie powstrzymało przed kupowaniem nowych precelków. Nie obiecuje sobie, a już tym bardziej mężowi, że nic więcej nie kupie. Masz jakiś plan na szetland od Jamieson'a? Moja Mil Pasos z niego po 3 pranoach dalej szetlandowo gryzie :)
OdpowiedzUsuńKarolciu, Tobie jest zdecydowanie łatwiej, bo już masz swoje miejsce na ziemi- ja się wciąż przemieszczam z tym całym majdanem, co mnie naprawdę mocno hamuje. Na Szetlanda akurat planu nie mam, być może coś na ręce, bo na kończynach może mnie gryźć śmiało. Teraz mam w głowie swetry żakardowe, żakardowe i żakardowe, Humulusowi właśnie się dzieją rękawy, a na półce czeka już wydrukowany kolejny sweter :)
UsuńJa postanowiłam, że wyrobię swoje zasoby tak na maksa, żeby zostały tylko resztki po projektach :D Przybijam wirtualną Piąteczkę! :)
OdpowiedzUsuńWow, tak wszystko? Nie dałabym rady zapewne. Ale wyraźnie uszczuplić mam zamiar, a co!
UsuńPrzybijam! ;)
Nie no z moich wyliczeń to jest tylko kiika kilogramów (czyli max 10kg nie wiem dokładnie bo trochę mam u siebie, trochę w domu rodzinnym xD) Ale ja chyba długo nie wytrzymam :P
UsuńMoże i masz zapasy, może i spore, ale ach... to nie jakiś tam akryl kupowany w ilościach hurtowych, bo tani. To same cukieraski i miziaste kłębuszki. I chyba dobrze, bo przy takim towarzystwie jednak łatwiej powiedzieć sobie stop ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar się ograniczać w tym roku, ale wiem doskonale, że będzie to trudne - mam 3 duże projekty, do których będę musiała kupić nowe włóczki... Ale mam nadzieję, że kupię na styk i nie zostaną mi jakieś pojedyncze smutne motki...
Akrylu nie kupuję od lat- w zasadzie nie pamiętam, kiedy miałam w ręku choćby mieszankę wełny z akrylem. I nie chodzi mi o zbieranie zapasów z włóczkami tylko z najwyższej półki- jest tyle możliwości, aby kupić dobrą wełnę/alpakę a nawet jedwab w atrakcyjnej cenie, a w dodatku jestem szczęśliwcem, którego nic nie gryzie, że szkoda mi pieniędzy na plastik. Co ciekawe, bawełny w zapasach też nie posiadam, choćby w homeopatycznych ilościach. Po prostu nie lubię.
UsuńOszacowanie ilości włóczki na projekty przychodzi w miarę zdobywanego doświadczenia- tego jestem pewna. przy takiej liczbie testów, którą mam za sobą, jest mi teraz o wiele łatwiej utrafić, ile potrzebuję na sweter. Choć nie obywa się od generowania nadwyżek, ale z reguły są to kolory neutralne, które można wykorzystać na coś innego, wpleść w inny projekt etc.
Trzymam kciuki, abyś trafiła z ilością włóczki i pamiętaj, że motki nie są smutne! Motki są symbolem naszej dziewiarskiej radości! :)
Poległam...ile dobra! Ja część swoich zapasów, ale nie takich zacnych i miziatych, ale tych z początku mojej drogi dziewiarskiej, oddałam do przedszkola :) Nie wiem, kto się bardziej cieszył, ja czy panie? ;) Część czeka aż mój prywatny małoletni rozpocznie edukację, bo powtórzę wtedy manewr. A reszta? Reszta jest na tyle przyjemna, że kiedyś ją przerobię na coś fajnego (z naciskiem na "kiedyś"). Serdeczności!
OdpowiedzUsuńSuper, jeśli można gdzieś nasze niepotrzebne skarby przekazać, sprawić komuś przyjemność, dać szansę na drugie życie rzeczom nam niepotrzebnym :) I nie martw się, to "kiedyś" nastąpi, zobaczysz! :)
UsuńOdpozdrawiam serdecznie :)
Trzymam kciuki za Twoje postanowienie, bo jest to to, czego Tobie potrzeba. Komus ze znacznie wiekszym stosikiem moze to wcale nie byc potrzebne do szczescia. Ja staram sie od lat znalezc swoj zloty srodek. Mam 1 duzy kontenerek na nowe motki, jeden mniejszy na resztki i filcowy kosz w salonie na motki "aktualne"- te ktore sa czescia aktualnego projektu, albo w krotkoterminowym planie, albo swiezo kupine i wymagaja zdjec i skatalogowania (szczerze polecam!!!) i jak ktorykolwiek z pojemnikow mi sie przepelnia, to traktuje to jako taki delikatny sygnal, ze pora cos z tym zrobic. Ostatnio z duzym zadowoleniem stwierdzilam, ze pojemnik na cale motki zamyka sie najlatwiej od kilku lat. Usmiechnelam sie do siebie, ze chyba moge sobie na cos pozwolic, ale nie rzucilam od razu na zakuy, czekam, az cos sie na mnie rzuci.
OdpowiedzUsuńUwielbiam kupowac motki na zywo, wiec sporo wydaje przy okazji wyjazdow (targi albo wyjazdy innego typu, ale z zahaczeniem o lokalne sklepy), czasem skusze sie "bo promocja". Lubie miec troche zapasow, zeby jak jakis projekt wpadnie mi do glowy i musze-koniecznie-juz-teraz zaczac, to nie zaczynam od zamawiania, tylko od nurkowania najpierw w wirtualne zapasy na Rav, a potem do pudelka. Poza tym organicznie wkurza mnie placenie za przesylki miedzynarodowe. Chyba zyje w zgodzie ze swoja kolekcja, bo raz mam wrazenie, ze jest za duza, a raz, ze za mala;)
BTW- wiecie, ze Rav pozwala wyeksportowac wszystkie skatalogowane wloczki do pliku Excel i podliczyc ile tego mamy, to naprawde potrafi zrobic wrazenie;)
Mnie natomiast "zrujnował" (bo nie narzekam, nie ma powodu) ten wysyp sklepów internetowych z ręcznie farbowanymi motkami. Gdy się raz posmakuje luksusu, to ciężko z niego zrezygnować. Również uprawiam yarn safari, ostatni wyjazd do Londynu kompletnie mnie w kwestii posiadanych włóczek pokonał i nawet cena w GBP mnie nie powstrzymała. Dzięki temu jestem szczęśliwą posiadaczką włóczek różnych ras owiec z UK i jakoś nie jest mi z tym źle- nie muszę jeszcze dopychać nogą, szafa się zamyka bez problemu, a ja te motki z czasem przerobię.
UsuńCo do zalet Rav to jest ich naprawdę wiele i korzystam z większości. Bo to znacznie ułatwia proces planowania i tworzenia, prawda?
Ja mam nieuleczalny problem z włóczkomaństwem... Jedyne czego mi brakuje to odpowiedni mebel aby je wyeksponować i już! Można się spokojnie zachwycać widokiem! Cóż zamiast kupować włóczkę do realizacji konkretnego projektu, ja kupuję co mi w oko wpadnie, a później leżą zapasy na miliony swetrów... Cóż nie potrafię z tym walczyć :P
OdpowiedzUsuńW internetach jest masa pomysłów na to, w jaki sposób pokazać światu swój stash, ale. No właśnie- przecież to się kurzy, a na myśl o paprochach osiadających na np. jasnej Goat on the boat ja dostaję zawału. Dlatego moje motki są w pudłach, w szafie. I nie tak po prostu w pudłach- skompletowane w sety leżą w workach strunowych różnej grubości, poukładane w pudłach grubościami. Tak, to na pewno się leczy, ale komu by się chciało biec do psychiatry? :D
UsuńPiękne zapasy, ja już od prawie roku nie kupuję motków, jestem na odwyku, staram się oczyścić swoje otoczenie min. z książek, ubrań czy motków..... ale na któryś z twoich moteczków to bym się skusiła :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKsiążek to zaczęło mi ostatnio przybywać. Starałam się nie gromadzić, bo często się przeprowadzam, ale niektórych nie da się po prostu nie mieć :) Co do ubrań, to tego problemu nie mam, jest ich wystarczająco, ale niezbyt wiele :) to nie włóczki przecież, ani nie kubki (których też bym mogła mieć nieograniczoną ilość :D )
UsuńOdpozdrawiam :)
Ostatnią włóczkę kupiłam nieco ponad rok temu, do konkretnego projektu, który zresztą zrealizowałam. Od dłuższego czasu prowadzę moją "Akcję utylizację", czyli przerabiam to, co mam w jednym dużym pudle i jednym małym podręcznym. Przy czym żadne z pudeł nie jest wypełnione po brzegi. Te mikre "zapasy" biorą się stąd, że mam dość mocno rozwinięty minimalizm i niechęć do gromadzenia niepotrzebnych właściwie jakichkolwiek rzeczy.
OdpowiedzUsuń"Akcja utylizacja"- podoba mi się i będę stosować, jeśli mogę :) Każde zapasy są akurat, jeśli posiadająca ma się z tym dobrze. Moje mnie się wydają zbyt duże jak na moje moce przerobowe, stąd cały post i postanowienie niekupowania, ale znam takie, przy których moje zasoby są właśnie w skali mikro. Ja bym zwariowała, innym z tym dobrze i po prostu muszą mieć dużo dookoła i wszystko się kiedyś przyda.
UsuńProszę bardzo - stosuj. Jeśli wspomnisz o mnie, to będzie mi bardzo miło.
UsuńAno właśnie - te moce przerobowe. Czasem by człowiek chciał dziergać i dziergać, ale coś staje na przeszkodzie...
PS Króliczka tylko nie przerabiaj ;)
OdpowiedzUsuńHa! Mam angorę, ale strzyżę, do uprzędzenia, tylko czasu i miejsca na kołowrotek brak :)
UsuńO Jezusie Nazareński. Nic więcej nie napiszę.
OdpowiedzUsuńMnie się cisnęły nieco mniej cenzuralne słowa na usta, jak to wszystko wyrzuciłam na łóżko! :D
UsuńCudowności! Ależ to skarby nieprzebrane, sezam po prostu!
OdpowiedzUsuńNo ja zasadniczo mam odwrotnie, tzn. nie lubię posiadać czegoś, co nie jest mi teraz już potrzebne, więc raczej nie gromadzę zapasów, ale "raczej" nie znaczy "wcale"... I się jakiś czas temu okazało, że pomimo swojego minimalizmu i porządnictwa posiadam jednak całkiem spore ilości poupychanych tu i ówdzie motków, które jakimś cudem udało mi się zgromadzić w czasach uzależnienia od dziergania. Niby kilka tu, kilka tam, a jak je zebrałam do kupy, to też spora piramidka powstała. I od kilku miesięcy przerabiam sukcesywnie te zbiory na co mi tam do głowy wpadnie, odganiając usilnie myśli o dokupieniu jakiegoś motka czy dwóch, żeby połączyć z tym co mam. Bo mimo postanowienia wyrobienia zapasów - niestety silne pokusy dokupowania kolejnych niezbędnych motków są. Ciekawa jestem jak Ty sobie z takimi pokusami poradzisz :).
Ło rany... Mało, że ilość imponująca to jeszcze te zasoby z najwyższych półek... Oczu nie idzie oderwać! Nic tylko czekać aż pokażesz to wszystko w formie przerobionej ;)
OdpowiedzUsuńPrzez półtora roku nie kupowałam motków i warkoczyków (czesanki). Była kasa na inny, ważniejszy cel i możliwość refleksji nad mechanizmami swojego upodobania do nabywania miziastych. Teraz embargo zdjęłam, ale nie szaleję - dużo mechanizmów znam i niejednej pokusie jestem się w stanie oprzeć. Przy moich mocach przerobowych mam surowca na duuużo swetrów i sporo czasu, ale mi z tym dobrze, a wszystkie motki darzę uczuciami ciepłymi lub gorącymi. Zgadzam się z tym, że czasem trzeba zrobić taki "dziewiarski rachunek sumienia", a ravelry doskonale w tym pomaga. I w ramach akcji-utylizacji powiem tylko, że ograniczenie do już posiadanych zasobów bardzo wzmacnia element twórczy przy wyborze włóczki. Zawsze można coś z czymś połączyć, zastanowić się nad robieniem innego rozmiaru z cieńszej/grubszej włóczki... Nieoczywiste wybory surowcowe dają unikatowe swetry :) No i jak się nie kupuje, to się dziewiarz(-rka) upewnia, co tak naprawdę lubi najbardziej w nitkach i czego chce mieć w tym zapasie najwięcej. Same korzyści :) :) :)
OdpowiedzUsuńNie no, jak patrzę na te Wasze zasoby, to mi się płakać chce. Kupuję włóczki zazwyczaj pod konkretny zaplanowany projekt (choć zaplanowanych projektów to mam z wyprzedzeniem na co najmniej 2 lata :P ). Ale marzy mi się taki właśnie szał - kupowanie ekskluzywnych włóczek (De rerum natura!!! Goat on the Boat!!! 7oczek!!!) dla samej frajdy ich posiadania. Niech wreszcie skończymy budować ten dom i zawiesimy na haczyk wdrożony program oszczędnościowy :)
OdpowiedzUsuńJa musze wlasnie narzucic sobie i wdrozyc taki Twoj program oszczednosciowy aby wyremontowac nasz dom, tak na pico bello. Ale nie potrafie, nie mam silnej woli!!! Za kazdym razem, gdy zachce mi sie nowej wloczki, ktora to akurat “musze” miec, bo inaczej sie udusze a i tak z gory wiem, ze jej nie przerobie, bo nie mam takich mocy przerobowych i czasu, to zawsze znajde jakies wytlumaczenie i ja kupie. Jak Tobie udalo sie narzucic sobie takie ograniczenie i tego sie trzymac? Nie zazdrosc zapasow wloczek, bo te zapasy doprowadzaja mnie do stresu i poczucia winy. Pozdrawiam serdecznie i szczerze podziwiam, Anka
Usuń