W poszukiwaniu łosia…
…odbyliśmy wczoraj wraz z Judoką
wycieczkę do Kampinoskiego Parku Narodowego. Miejsce to piękne, malownicze, a
przede wszystkim pełne ciszy. Takiej przerywanej jedynie stukiem dzięcioła,
szelestem gałęzi na wietrze. Puszcza dopiero budzi się z zimowego snu, jest
jeszcze trochę szara, ale już już spod warstwy liści zaczynają przebijać świeże
pędy, mech ma już jasny, soczysty kolor. Udało nam się nawet znaleźć trop łosia
na ścieżce (znaczy się, że nie bujają, tzn. informacje na temat obecności łosia
w Kampinosie są prawdziwe, bo łosie same się po puszczy bujają ;) ), jednak
wolał nas delikwent obserwować z ukrycia. Poza tym Judoka ćwierkał razem z
ptaszętami, udało mu się mnie kilka razy nastraszyć m.in. opowieściami o
krążących watahach wilków, ale przede wszystkim postarał się o całkiem niezłe
zdjęcia nowego dziergadła.
Dziergadła, które doprowadziło mnie w
trakcie roboty do szewskiej pasji, rzucania słów powszechnie uznawanych za
obraźliwie i wreszcie samo dziergało z hukiem zostało rzucone o ścianę. Przy okazji
wysyczałam w kierunku Judoki „wyrzuć to przez balkon”, na moje szczeście nie
posłuchał. Powodem zdenerwowania ponad normę były źle układające się rękawy-
wymyśliłam sobie sweter rozpinany, dziergany con-sronem, typu oversize- z
przesadnie wydłużoną linią ramion, bez konieczności wyrabiania główki rękawa. I
teraz już wiem, że powinnam była od pewnego momentu przestać dodawać oczka,
jedynie dziergać „w dół”, aż linia ramion sięgnie ustalonej przeze mnie
wysokości.
Niestety przez mój brak doświadczenia w sprawie na ramionach tworzy
się górka, która i tak jest mniejsza niż była przed rzuceniem swetra o podłogę.
Mogłabym jednak mieć tam więcej miejsca w obwodzie,ale cóż, pruć nie będę. A to
z prostej przyczyny- obecne Malabrigo to nie to samo Malabrigo, co kiedyś. To nie
ta sama baza, obecna mechaci się po dwóch założeniach, w zasadzie powinnam użyć
już golarki. Nie wiem, jak w waszej ocenie, ale osobiście mogę zaufać jedynie
włóczce Sock ze stajni M, chociaż i Rios, i Arroyo również są superwash. To pewnie
zasługa merynosa, z którego jest zrobione- miękki, jak to określa Karina „budyniowaty”,
dzięki czemu się mechaci, coś za coś.
Ma za to obłędne kolory- w życiu nie
miałam tak barwnego swetra, wzór kostek go jeszcze bardziej wydobył. Wybrałam kolor
Indiecita, nie mieszałam motków i mimo że to ten sam nr partii, uzyskałam
efekt, jaki uzyskałam- i dobrze, mnie się to podoba. To przecież ręczna robota,
a nie „małe, chińskie rączki”. Rękawy są dziergane na gładko, wykończone ściągaczem, w którym prawe oczko w co drugim rzędzie przekładane bez przerabiania, podobnie jak w plisie przodów swetra.
Zużyłam prawie 4 motki (trochę ukradłam
na poczet The Doodler’a), dziergałam na drutach 3,25 mm, tych z czerwoną żyłką.
Jeśli ktoś się zastanawia czy warto, ze względu na żyłkę- powinien kupić w
ciemno. Jednak niech się zastanowi, czy wersja z zagiętym łączeniem żyłka-drut
nie będzie zbyt irytująca, bo ja musiałam się przyzwyczaić, ułożyć te druty
odpowiednio w rękach. Poza tym są rewelacyjne, choć drogie.
To tyle na dziś, wracam dziergać to
czerwone coś widoczne na zdjęciach- moje noworoczne postanowienie póki co ma
się nieźle, nie zacznę nowej robótki, póki nie skończę UFOków, a jest ich
obecnie jedynie 3!
Miłego wiosennego wieczoru Wam życzę i do
przeczytania!
p.s. Łosiu z Kampinosa, ja Cię jeszcze
kiedyś znajdę, obiecuję ;)
Mnie też szalenie podoba się efekt kolorystyczny z tego nie mieszania oczek i szalenie podoba mi się połączenie tego szalowego ściągacza z kostkami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wreszcie skończony!
OdpowiedzUsuńAle kolory ma obłędne. :)
Co do M. to chyba zdarzają się naprawdę różne partie, zarówno w kolorach jak i w jakości. Ponoć to 'wina' samej natury: mało jedzonka, dziwna pogoda, słabe sierściuchy. Coś dziewczyny na ravie pisały całe wielkie posty o tym. ;)
Prześliczny sweterek!!! Taki prosty ścieg a "zrobił" robotę (tak, wiem masło maślane :)). No i te kolory, przeeecudowne, uwielbiam takie odcienie. Moim zdaniem ułożyły się idealnie, dobrze, że ich nie mieszałaś :)
OdpowiedzUsuńGenialna sałatka kolorystyczna i fason masz nietuzinkowy. Trzymaj się wersji, że te bufki tak mają być i zobaczysz, jak zaraz zaczną Cię kopiować :)
OdpowiedzUsuńŚliczny sweterek :-) Bajeczne kolory i świetny fason - bardzo mi się podoba :-)
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia, ale troszeczkę szkoda, że nie spotkaliście łosia... :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Ładny sweter. Pięknie uwypuklone kolory.
OdpowiedzUsuńKolor mój ukochany ;) No a z tymi rękawami, cóż wiadomo jak to bywa gdy robi się po swojemu. Jesteś bogatsza o kolejne doświadczenie. Bardzo energetyczny i wiosenny sweterek. Szkoda, że Malabrigo się psuje. Od lat o nim słyszę i wielokrotnie zastanawiałam się nad kupnem ale wściekłabym się, gdyby po dwóch ubraniach trzeba by było golić taki sweter.
OdpowiedzUsuńBardzo wiosenny sweterek!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się sweter :) Piękne kolorki, a fason bardzo mnie zaciekawił. I kompletnie nie mam pojęcia jak go zrobiłaś ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Marta
Super wyglądasz w tym sweterku; cudne kolorki, uwielbiam takie melanże.
OdpowiedzUsuńWiosennie pozdrawiam Dorota